środa, 28 września 2011

Historia pełna wad

W krainie Niedoskonałości i Wad mieszkała pewna sympatyczna, aczkolwiek mocno niedoskonała para małżeńska. On, inteligentny i niecierpliwy, ona nazbyt miła i niezorganizowana. Jego denerwował jej brak zdecydowania, a ją jego bałaganiarstwo. Oj tak, niestety, mogła mówić i myśleć o tym godzinami, poświęcanymi niestety głównie próbie zorganizowania otoczenia...Dla jej małżonka temat „podziału obowiązków domowych” wydawał się być tak abstrakcyjny, jak dla niej, dajmy na to, fizyka kwantowa. Doprowadzało ją to nieraz do czarnej rozpaczy, pomieszanej z absolutnie najwyższych lotów zdziwieniem nad jego „ślepotą domową”.

Dla niego – dajmy jako pierwszy przykład łazienkowy - w sedesie mógłby wyrosnąć grzyb z kapeluszem, a bakterie mogłyby być wielkie jak biedronki. Na dywaniku łazienkowym mogłyby się nagromadzić włosy w ilości na perukę oraz wiele różnego rodzaju kulek i pyłków, zmieniających fakturę i kolor przedmiotu. I tak by nic nie zauważył.

Dla przywołanego w tej historii przedstawiciela płci brzydszej zlew pełen brudnych naczyń, garnków i patelni (wszystkich, które mieli) nie stanowiłby problemu. On pojechałby do supermarketu po nowe naczynia. Rzadziej (dużo rzadziej) – zmywając, fukałby na małżonkę „jak można pobrudzić tyle rzeczy”.

Na podłodze mógłby utworzyć się lepki film z plam po soczku, zupkach, mleku, biszkoptach i innych produktach spożywczych, a na meblach warstwa kurzu na popularną grubość „2 palce”. Mężczyzna ten nie widziałby żadnych przesłanek do sprzątania. Widoczność w mieszkaniu mogłaby zmniejszyć się o 50% przez brudne okna. Nie zauważyłby, co więcej – śmiała przypuszczać, że nie wiedziałby jak umyć okno (pomimo całej jego ponadprzeciętnej inteligencji).

Dla jej męża mogłoby nie istnieć mleczko do czyszczenia, płyn do naczyń i szczotka do zamiatania. Odkurzacz poznawał tylko wtedy, kiedy mu go wskazała.

Rozmyślała i rozmyślała, postanowiła jednak oddać sprawiedliwość Małżonkowi w  3 sprawach– zawsze prasował swoje koszule, coś tam gotował i czasem robił pranie (przede wszystkim swoich rzeczy, przy okazji wrzucając z ciemnymi skarpetami jej sweterek i białą bieliznę, gdyż nie uznawał podziału na pranie ciemne i jasne).

No i jeszcze oczywiście załatwiał te wszystkie sprawy z rachunkami. I dbał o samochód. No i jak już przez 2 tygodnie codziennie przypominała mu o zamontowaniu mikroskopijnej półeczki w kuchni, to ją zamontował. Nie mogła też nie wspomnieć, że gdy robił sam zakupy to zawsze kupował to, co było na liście (postanowiła w tym miejscu nie skupiać się na fakcie, że często lista była barrrdzo szczegółowo poddawana w jego wątpliwość). I wiele jeszcze rzeczy myślała, na przykład, że on ją strasznie denerwuje. I że za często się sprzeczają, ale tak właściwie to ona bardzo lubi, gdy ją obejmuje i przeprasza po tym sprzeczaniu...


wtorek, 27 września 2011

Rozmowa

- Cześć kochana, co robisz?
- Cześć. A właśnie skończyłam zmywać i zaraz będę robić Małej jeść. A Ty?
- A nic, siedzę, czekam na „Melodię”.  A co robi moje najukochańsze, mój skarbeniek śliczny, moja żabka najpiękniejsza?
- Gryzie mnie w rękę.
- Kochane maleństwo! A co jej robisz do jedzenia?
- Kaszę mannę lub kanapki, nie wiem jeszcze.
- Ty wiesz, co jej rób? Kaszę mannę, dla dzieci to dobre. Pamiętam, jak wam robiłam to jedliście wszyscy i to dużo.
- Dobrze, zrobię mannę. A byłaś po leki u lekarza?
- Byłam.
- Jakie leki dostałaś, te same? A jak badania, wszystko dobrze, mierzył ci ciśnienie, leki pomagają?
- Dobrze wszystko. Ucałuj to moje kochane cudeńko od babci!!!
- Ucałuję. Mamo, ty musisz brać te leki REGULARNIE, jak ci się skończą to nie czekaj tygodniami, tylko od razu leć do lekarza!
- Oj dobra, dobra.
- Nie „dobra”, ty musisz dbać o siebie, dla nas i swoich wnuków! Poza tym rzuć wreszcie to palenie! Powiedziałaś, że rzucisz, jak zostaniesz babcią.
- Rzucę, jak wnuki będą mówić „babcia”.
- No przecież mówi „ba-ba”.
- „Bab-cia”.
- Oj mamo, ja mówię poważnie. Zadbaj o siebie, przestań tyle solić na przykład. Przy Twoim nadciśnieniu musisz uważać na tę sól.
- Oj dobra, umrę najwyżej.
- …

„Jest na świecie piękna istota, u której jesteśmy wiecznymi dłużnikami. Matka.”

sobota, 24 września 2011

Przekąski dla mojej MP

Pamiętam, gdy moja Misia Pysia skończyła pół roku i poza oczywistą radością z jej nowych umiejętności przeżywałam obawy, czy będę umiała jej coś ugotować. No bo przecież nie samym mlekiem ten człowiek będzie teraz egzystował. Teraz ma 15 m-cy i nadal towarzyszy mi to uczucie, tylko teraz wzmocnione jest stresem w porze obiadowej, ponieważ, jak już kiedyś wspomniałam, mała Terrorystka nie zawsze lubi mamine, starannie przygotowane dla zdrowia wszystkich małych organów, posiłki.

Jak każda matka mam jednak kilka takich dań albo po prostu zwykłych gotowców, które MP wcina nawet bez krzywienia się. Są to głównie jedzonka na śniadanie, podwieczorek lub kolację, a więc m.in.:

1. Kasza manna na różne sposoby (sposób przyrządzania jest na opakowaniu):
a) na półpłynnie: gorącą kaszę mannę wykładam na miskę i od razu wykładam na nią rozgniecionego banana (¾ lub ½) prosto z lodówki (temperatury szybko się mieszają, a gdy jest za gorące obie naśladujemy „jak robi wiatrak” i dmuchamy na łyżeczkę);
- zamiast banana na kaszy umieszczam też np.: trochę bobofruta/ sok malinowy/ miód/ jogurt/ inny rozgnieciony miękki i słodki owoc/ utarte jabłko itp.
b) na gęsto: kaszy daję więcej na tę samą ilość wody, wykładam na miseczkę z płaskim dnem i zostawiam do zastygnięcia. Później kroję na małe kawałeczki, podaję z czymś ciapciowatym, np. rozgniecionymi truskawkami, bananem, utartym jabłkiem itp. To akurat preferuje jeść „sama”.

2. Kanapeczki z masełkiem (cienko) i np.:
- chudą, dobrą wędliną i pomidorem,
- żółtym serem i pomidorem,
- białym serem (zrobionym na twarożek z odrobiną cukru i mleka, ew. szczypiorkiem),
- serkiem wiejskim,
- „dżemem” zrobionym z utartego jabłka i banana lub dobrym, niskosłodzonym zwykłym dżemem,
- danonkiem lub bakusiem,
- raz nawet spróbowałam, w przypływie prawdziwej rozpaczy, kanapki z…keczupem,
- z samym masłem (raz nawet zrobiłam masło niechcący ze śmietany podczas jej „bicia”, a że dodałam wcześniej cukier to miałam słodkie masełko idealne dla Niejadki),
- z mozzarellą.

3. Domowe ciasto – biszkopt lub drożdżowe (raczej w małych ilościach).
4. Płatki ryżowe na mleku, również z czymś na wierzchu, bo inaczej nie zje. 
5. Gotowane warzywa z zupy lub osobno ugotowane, w małych kawałkach „do rączki”, najlepiej kolorowo i żeby „sama” jadła. 
6. Parówka (taka dla dzieci lub wysokogatunkowa, zawsze czytam etykiety!), podgrzana, drobno pokrojona z drobno pokrojonym plastrem pomidorka lub ugotowaną marchewką. 
7. Jajko na masełku (dosłownie na czubku łyżeczki), ze szczyptą soli, ugotowane w rondelku. 
8. Płatki typu np. kółeczka na miodzie, rozciamciane w ciepłym mleku (uwielbia to, ale muszę uważać z tym krowim mlekiem).
9. Ugotowane i rozgniecione jabłka.
10. Utarte jabłko z pokruszonym biszkoptem lub chrupkami kukurydzianymi i jakimś owocem.
11. Placuszki z pokrojonym w plasterki bananem i słodkim jabłkiem.
12. Do picia:
- herbatka granulowana (gotowiec),
- herbatka z suszonych liści mięty (niesłodzona),
- kakao (czasami),
- bobofruty, czasem wymieszane z wyciskanym własnymi rękoma sokiem z marchwi (tylko ja wiem, ile złości w sobie zduszę podczas tarcia i wyciskania tej marchewki – sokowirówki nie chce mi się brudzić dla jednego warzywa),
- przegotowana woda,
- to, co wyżebra, jak ktoś inny pije, bo uwielbia pić ze szklanki.

Poza tym, co powyżej, nie rezygnuję z przywilejów bycia matką XXI wieku i daję dziecięciu gotowe kaszki, jogurty z chlebkiem, serki itp. 

piątek, 23 września 2011

Wyścigi z czasem

Dobra, 10:06, zasnęła. 
Teraz szybko! 15 minut na ogarnięcie mieszkania i siebie. W drodze do porozkładanych klocków zgarniam butelkę po mleku, brudną pieluchę i kubek po herbacie (pełny w ¾). Z tym wszystkim w ręku zbieram klocki, przy okazji rozpłaszczając się na podłodze, aby zgarnąć plastikowe foremki i włożyć jedna do drugiej – 10 sztuk. Chcę odłożyć foremki na półkę (i pozbyć się nagromadzonych w rękach i zębach pozostałych rzeczy), ale grzech robić pusty przebieg, więc zgarniam miśka i kaczkę oraz grającą lalkę, która wkłada paluszek do buzi. W biegu z kuchni do pokoju rzucam się na kanapę, bo tylko z niej mam dostęp do pojemnika na podręczne zabawki, a miśka i kaczkę umieszczam na honorowym miejscu tj. na oparciu kanapy. Misiek i kaczka są karmione razem z dzieckiem, bo tylko wtedy dziecko je. Zamiatanie podłóg: 2 min., zwijanie żelazka po małżu: 15 sek., mycie zębów z jednoczesnym smarowaniem (powinno być wklepywanie) twarzy kremem i czesaniem włosów: ok 4 min.

15 minut minęło (właściwie 17), wyłączam tv (tzn. za chwilę wyłączę, bo właśnie mówią o młodych matkach), odpalam komputer, ale wcześniej solennie sobie przyrzekam, że tylko sprawdzę pocztę (w rzeczywistości codziennie sprawdzam pocztę i z 10 innych stron)  i nie robię nic innego niż szukanie pracy i pisanie promujących mnie listów motywacyjnych i cv (oczywiście za każdym razem innych, dopasowanych do ofert pracy). Dziś miejsce powyższej czynności na razie zajmuje pisanie niniejszego posta, ale już, już przypominam sobie mój cel nadrzędny w sferze rozwojowo-budżetowej (zdobycie pracy, mającej być nie tylko źródłem zarobkowania, ale również odskocznią, miejscem nauki nowych umiejętności oraz środkiem do osiągnięcia innego celu, o którym napiszę innym razem) i tak oto post się kończy.

środa, 21 września 2011

Patenty kuchenno - domowe cz. 1

Jako pierwszy post w temacie kilka moich sprawdzonych sposobów z życia kuchennego i domowego, które teraz jako pierwsze przychodzą mi do głowy. Niektóre dziwaczne, ale dla mnie pomocne. Aby dobrze je zrozumieć musicie o mnie wiedzieć, że:
  1. nigdy nie wyrzucam żadnych pudełek i pojemników, z którego to powodu jestem pośmiewiskiem całej rodziny, 
  2. z maniakalną pasją lubię pozbywać się zalegających przedmiotów, gdyż cierpię na chroniczny brak miejsca, światła i przestrzeni (tzn. ciągle mi tego wszystkiego mało), 
  3. w poprzednim wcieleniu musiałam być przewodniczącą koła gospodyń wiejskich, gdyż strasznie kręcą mnie tematy typu przetwórstwo, płody rolne, naturalne składniki i produkty itp., 
  4. nie toleruję marnotrawstwa w żadnej dziedzinie życia.

Here we go:
  • mrożę warzywa, gdy jest na nie sezon, m.in. seler (zwijam gałązki po dwie w pakieciki i związuję nitką), por (liście tak samo, jak seler, białe części kroję w krążki), koperek (siekam), marchewkę (kroję w plasterki) – wszystko przechowuję w osobnych pudełkach po lodach;
  • mrożę gulasz, gęste zupy w torebkach po mrożonkach;
  • pudełka po patyczkach do uszu służą jako np. pudełka na spinki lub plastikowe bransoletki;
  • zbieram przepisy z Biedronki i mam je poukładane tematycznie w segregatorze;
  • co jakiś czas przeglądam stare czasopisma kobiece i wyrywam z nich interesujące artykuły, a następnie dzielę je tematycznie i wpinam do segregatora;
  • sprzedaję nieużywane/nieprzydatne rzeczy na Allegro lub przez portal miejski;
  • raz w tygodniu przeglądam terminy ważności rzeczy z lodówki i z tego, co „się kończy” robię obiad lub kolację.

Na razie na tyle i, jak widać, daleko mi jeszcze do Anthei TurnerJ.

Menu tygodniowe nr 1

Tak sobie wymyśliłam, że lepiej dla mego zdrowia psychicznego i zaspokojenia zapędów perfekcjonistycznych będzie planowanie jadłospisu dla mnie i rodziny na cały tydzień (oczywiście zawsze z marginesem błędu i pobłażaniem co do niewykonalności planu w 100%  J) niż każdego dnia tracić cenny czas na wymyślanie "co dziś zrobić na obiad".


DZIEŃ PIERWSZY: rosół + makaron z sosem pomidorowym

Rosół miejski (bo nie z wiejskiej kury…) gotuję tak:
- duże udko kurczaka (myję i przekrajam na dwie części)
- włoszczyzna: 2 marchewki, kawałek selera+dwie gałązki z liśćmi, 2 długie liście pora i kilka krążków tej białej części, korzeń pietruszki (korzenie kroję na dość duże kawałki, liście związuję zwykłą białą nitką)
- pół cebuli – opalam ją nad gazem, żeby krawędzie przypaliły się na czarno
- przyprawy: 2 ziela angielskie, 2 listki laurowe suszone, sól, pieprz czarny, pieprz ziołowy, przyprawa uniwersalna

Udko zalewam ok. 3 litrami zimnej wody i stawiam na gaz. Po kilku minutach pojawiają się szumowiny – trzeba je zbierać przez kolejne kilka minut, aż woda się zagotuje. Następnie wrzucam włoszczyznę, przykrywam pokrywką i zmniejszam gaz. Zupa się gotuje i zaglądam do niej po ok. 0,5 godzinie. Wtedy dodaję przyprawy i gotuję tak długo, aż mięso będzie miękkie. Gdy trzeba uzupełniam wodę (daję przegotowaną), zagotowuję i wrzucam opaloną cebulę. Doprawiam jeśli trzeba. Gdy mięso jest miękkie wyjmuję włoszczyznę oprócz marchewki. Gdy jest mało klarowny przecedzam przez sitko. Gotowe! Jemy go z cieniutkim makaronem.

Makaron z sosem pomidorowym
- gruby makaron (ugotowany) – ja lubię pełnoziarniste świderki lub taki w kształcie cyferek J
- przecier pomidorowy np. z kartonika
- mała cebula – posiekana
- mięso z rosołu (jeśli to danie będzie jadło dziecko) lub kiełbasa (z myślą głównie o Małżu) – pokrojone drobno
- ¼ szklanki śmietany 30%
- przyprawy: sól ziołowa, pieprz ziołowy, oregano, tymianek, słodka papryka, pieprz czarny, 1 ziele angielskie, cukier, ew. bazylia, natka pietruszki lub trochę startego sera
- oliwa lub olej rzepakowy

Do małego rondla, na rozgrzaną łyżkę oliwy wrzucam kiełbasę i przesmażam 2 minuty, dodaję cebulę i smażę ok. 3-5 min. (jeśli używam mięsa najpierw przesmażam cebulę do miękkości, później dodaję mięso). Zalewam przecierem pomidorowym i dodaję przyprawy wg uznania. Gdy się zagotuje wlewam powoli śmietanę mieszając – śmietana łagodzi smak. Jeśli jest zbyt płynne zagęszczam 2 łyżeczkami mąki ziemniaczanej zmieszanej z wodą (3-5 łyżek). Makaron polewam sosem, posypuję bazylią, startym serem lub pietruszką.

Dla dziecka podaję tak:
Rosół: rozdrabniam widelcem makaron, marchewkę i mięso, zalewam rosołem i podaję taką gęstą zupkę.
Makaron z sosem: rozdrabniam makaron i lekko polewam sosem pomidorowym. Moje dziecię bardzo już lubi jeść samo, więc makaron ma taką wielkość, żeby mogła sobie nabrać, tudzież nadziać na jej specjalny mały widelec. Oczywiście ile jest później po niej sprzątania wiem tylko ja…

DZIEŃ TRZECI: zupa pomidorowa + kurczak z papryką i cukinią

Zupa pomidorowa
- udko kurczaka (myję i kroję na 2 części)
- włoszczyzna: 2 marchewki, kawałek selera+dwie gałązki z liśćmi, 2 długie liście pora i kilka krążków tej białej części, korzeń pietruszki (korzenie kroję na dość duże kawałki, liście związuję zwykłą białą nitką)
- przyprawy: 2 ziela angielskie, 2 listki laurowe suszone, sól, pieprz czarny (troszkę), pieprz ziołowy, przyprawa uniwersalna
- koncentrat pomidorowy (2-3 łyżeczki)
- 4-5 łyżek śmietany 30%
- 2 czubate łyżeczki mąki

Wywar gotuję tak, jak rosół z pierwszego dnia, tylko nie dodaję cebuli. Gdy mięso jest miękkie wyjmuje wszystko oprócz marchewki. Do gotującego się wywaru dodaję koncentrat pomidorowy, mieszam i zagotowuję. Zaprawkę przygotowuję z mąki, śmietany i wody: do malutkiego słoiczka wsypuję mąkę, wlewam śmietanę i 3-4 łyżki wody. Zakręcam słoik i energicznie wstrząsam kilka razy. Tym zabielam gotującą się zupę i gotowe. Niemal wszystkie zupy jem z cieniutkim makaronem. Można pierwszego dnia ugotować więcej i starczy do dnia trzeciego.

Kurczak z papryką i cukinią (przepis wymyślony wczoraj, a pomysł na pastę - żywcem wyjęty z reklamy Knorr J)
- podwójna pierś kurczaka
- 2 kostki rosołowe (drobiowa i warzywna)
- 3 - 4 łyżki oliwy lub oleju
- 1 cukinia – obrana, oczyszczona z pestek i pokrojona w kostkę
- 1 czerwona papryka – oczyszczona z pestek i pokrojona w kostkę
- 1 cebula posiekana
- przyprawy: 1 ziele angielskie, sól ziołowa, pieprz ziołowy, listek laurowy, suszone oregano, natka pietruszki
- 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej zmieszanej z kilkoma łyżkami wody

Pierś kurczaka myję, czyszczę z ew. kostek i tłuszczu i kroję pod skosem na kilka płatów (w miarę cienkich). W miseczce rozkruszam kostki rosołowe, dodaję 3 łyżki oliwy i rozdrabniam na rzadką pastę. Pastą smaruję kawałki kurczaka i odkładam do lodówki. W tym czasie kroję warzywa. Rozgrzewam patelnię, układam kawałki kurczaka i smażę z obu stron, zdejmuję. Następnie wlewam 1 łyżkę oliwy i wrzucam na patelnię cebulę, po 2 minutach paprykę i po 4 minutach cukinię. Podlewam ½ szklanki wody tak, żeby zrobił się sos. Kroję kurczaka na grubą kostkę. Gdy warzywa zmiękną sprawdzam ilość sosu, ew. uzupełniam wodą i dodaję przyprawy, oprócz pietruszki, mieszam. Sos na patelni zagęszczam miksturą z mąki ziemniaczanej i wody, nie może wyjść zbyt gęsty. Dorzucam pokrojonego kurczaka, delikatnie mieszam i ew. doprawiam. Podaję z grubym makaronem (można pierwszego dnia ugotować więcej i będzie jak znalazł…), posypane lekko natką pietruszki.
Dla dziecka podaję wszystko rozdrobnione.

DZIEŃ PIĄTY: czerwony barszcz + zapiekanka z kaszy, mięsa i grzybów

Czerwony barszcz (tylko z makaronem, nie znoszę ziemniakami)
- mięso i włoszczyzna – tak, jak na rosół i pomidorową,
- 2-3 buraki czerwone przekrojone „na krzyż” i pokrojone w plastry
- przyprawy: sól, pieprz czarny (dosłownie na czubku łyżki), 2 ziela angielskie, 2 liście laurowe, pieprz ziołowy, przyprawa uniwersalna, majeranek, na czubku łyżki kwasku cytrynowego
- 4-5 łyżek śmietany 30%
- 2 czubate łyżeczki mąki

Wywar robię tak, jak na pomidorową (z dnia trzeciego) tylko razem z włoszczyzną wrzucam buraki. Doprawiam i gotuję do miękkości mięsa. Przed zabieleniem dodaję kwasek cytrynowy - najlepiej stopniowo i smakujemy, bo ma to służyć tylko zachowaniu koloru. Zabielam mąką i śmietaną tak, jak pomidorową. Podaję – a jakżeby inaczej – z cienkim makaronem nitki.

Zapiekanka z kaszy, mięsa i grzybów (Przepis mam, choć go nieco zmodyfikowałam, z książki Ewy Aszkiewicz „Kuchnia polska. Tradycyjne potrawy”, którą zakupiłam za całe 5 zł w supermarkecie.)
- szklanka suchej kaszy perłowej (przepłukać na sitku)
- 5-7 suszonych grzybów (pokruszonych na mniejsze kawałki i podgotowanych) lub pokrojone i podsmażone pieczarki
- mięso z rosołu (np. z powyższych zup) tudzież ugotowana lub pieczona pierś kurczaka
- szklanka mleka
- pół małego kubka śmietany 18%
- przyprawy: sól, pieprz, natka pietruszki, ew. przyprawa uniwersalna i ulubione zioła (np. oregano)
- tłuszcz i tarta bułka do formy, ew. olej lub masło do smażenia pieczarek

W mleku z dodatkiem wody (pół na pół) moczę grzyby przez pół godziny a następnie gotuję ok. 10 min. (jeśli pieczarki – tylko podsmażam na niewielkiej ilości masła lub oleju) Wyjmuję grzyby, wywar uzupełniam wodą do 3 szklanek i stawiam na ogniu. Do gorącego sypię kaszę i gotuję aż kasza wchłonie cały płyn. W tym czasie mięso i grzyby kroję na mniejsze kawałki. Gdy kasza się ugotuje łączę ją z grzybami, mięsem i przyprawami. Formę do tarty smaruję masłem i wysypuję bułką tartą. Wykładam kaszę, wygładzam i polewam śmietaną. Zapiekam ok. 20 min. w piekarniku w 180 st.

DZIEŃ SIÓDMY – zapiekanka z resztek

Gdy zostanie mi gruby makaron lub makaron z zupy (wszystko z dnia piątego) układam go w naczyniu żaroodpornym i dodaję w zależności, co mam:
- kurczaka z cukinią i papryką z dnia trzeciego (pod warunkiem, że nie ma podejrzanego zapachu i dobrze wygląda !!)
- kiełbasę, resztki wędlin lub mięsa z zupy + gotowane/smażone warzywa np. marchewka, cukinia, buraczki, brokuły, kalafior, cebula lub surowe np. papryka, pomidory (wszystko w dowolnej konfiguracji)
oraz
- sos: pomidorowy lub śmietanowy
- ser: starty żółty lub pokrojoną w plastry mozzarellę
Sos pomidorowy: można wykorzystać przepis z dnia pierwszego
Sos śmietanowy: podsmażam na maśle posiekaną cebulę, wyciskam 3 ząbki czosnku, gdy się wszystko podsmaży dodaję śmietanę 30% i przyprawiam solą i pieprzem ziołowym. Śmietana zrobi się ciemniejsza i trochę odparuje.


wtorek, 20 września 2011

O gotowaniu rzecz

Moja córeczka ma 15 miesięcy. Z jedzeniem u niej bywa różnie, zdarza się jej doprowadzać mnie do rozpaczy i ukrytej złości, gdy np. zaciska buźkę na moją ekologiczną, zdrową, przyprawioną ziołami i domową zupę, której przygotowanie zajęło mi dwie godziny (dodam, że gotowałam specjalnie dla Niej).
Dlatego zbuntowałam się przeciwko własnemu dziecku i powiedziałam sobie, że nie będę już więcej gotować tylko dla niej, skoro jest to niedoceniane J. Tym bardziej, że Ona jest już w takim wieku (zabrzmiało, jakby miała około czterdziestki…), że może w dużej mierze konsumować pożywienie przygotowane dla dorosłych. Postanowiłam więc łączyć gotowanie dla nas (tzn. małża i mnie) i dla Niej.

Poniżej przedstawiam zestaw przepisów na obiady na cały tydzień, które jemy wszyscy. Bardzo, bardzo nie lubię jak się coś marnuje, więc często produkty z jednego dni wykorzystuję następnego. Oczywiście nie jest tak, że każdego dnia zrywam się o świcie i z uśmiechem mamuśki z reklamy biegnę gotować zdrowo i na parze. Staram się gotować raz na 2 dni, podstawą codziennego menu są zupy. Odkąd dziecię je nasze potrawy, mniej solę i daję dużo warzyw. A jeśli akurat na obiad jest coś, co nie nadaje się dla Małej (np. coś z kiełbaską, majonezem itp.), mam zawsze w zapasie jakiś słoiczek z gotowym obiadkiem – a co, czasem korzystam pełną gębą z dobrodziejstw konsumpcyjnych dla współczesnych matek i współczesnych dzieci.

Dzień pierwszy – rosół oraz makaron z sosem pomidorowym.
Dzień drugi – jemy to, co wczoraj.
Dzień trzeci – zupa pomidorowa oraz  kurczak z cukinią i papryką.
Dzień czwarty – jemy to, co wczoraj.
Dzień piąty – zupa czerwony barszcz oraz zapiekanka z kaszy, mięsa i grzybów.
Dzień szósty – jemy to, co wczoraj.
Dzień siódmy – święcić J czyli nie ślęczeć cały dzień w kuchni. Jeśli z ostatnich 2-3 dni zostaną resztki sprawdzam ich świeżość i robię zapiekankę (w przypadku tego tygodnia: jeśli zostanie makaron z zupy oraz kurczak z czwartego dnia to układam warstwami, polewam sosem pomidorowym, posypuję trochę startym serem i zapiekam).

Przepisy na powyższe Menu tygodniowe nr 1 zamieszczam pod etykietą „gotowanie rodzinie”.

piątek, 16 września 2011

Dlaczego, w jakim celu i po co...

Blog mój powstał dziś podczas drzemki mego dziecięcia (no a kiedy by indziej?...). Usiadłam przed komputerem i zadałam wujkowi G następujące pytanie: "jak z...", mając na myśli założenie bloga.
Dobry wujek najpierw słusznie zasugerował: "jak znaleźć pracę", co jest niezwykle ważkim obecnie dla mnie tematem i za co jestem mu naprawdę wdzięczna, no ale nie o to akurat mi wtedy chodziło...

Z ogromnymi jak Mount Everest wyrzutami sumienia (no bo przecież mogłabym w tym czasie ugotować zupę, tak?! albo zmyć podłogi wymazane m.in. marchewką i biszkoptem) zagłębiałam się coraz bardziej w czytaniu i zastanawianiu się oraz myśleniu, zaś owocem tych filozoficznych rozważań jest/ będzie m.in. niniejszy blog. (Myślałam już o nim od jakiegoś czasu, ale dziś pojawiła się Chęć i lekki przysłowiowy kop w du*ę, że przecież to będzie fajne).

Chciałabym zawrzeć tutaj nie tylko swoje przemyślenia na ważne dla mnie tematy, ale też swoje sposoby na radzenie sobie z typowymi i nietypowymi rozterkami młodej mamy i żony, ale też córki, synowej, siostry, bezrobotnej, kury domowej, aplikantki w różnych procesach rekrutacyjnych i przede wszystkim dziewczyny, która całkiem niedawno poprzez przeprowadzkę, zamążpójście i  urodzenie nowego człowieka wkroczyła w samodzielność , w której nie zawsze świetnie sobie radzi.

Rozkład dnia, Mała Paszczka do wyżywienia, dom na głowie, mąż na głowie, szukanie pracy – oto czym obecnie stoi moja codzienność. Być może niektóre moje patenty okażą się pomocne, a ja z przeogromną ciekawością i żądzą wiedzy praktycznej będę korzystać z udzielonych rad, czytać i szukać inspiracji w przeżyciach innych mam i żon.